Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Work Hours
Monday to Friday: 7AM - 7PM
Weekend: 10AM - 5PM
Witaminę C wszyscy znamy z dzieciństwa. Nasze mamy i babcie suplementowały nas naturalnymi produktami z jej zawartością, by uchronić nas przed przeziębieniem i wesprzeć odporność młodych organizmów. Jako dziecko nie byłam przekonana do dość kwaśnych syropów czy tabletek. Dzisiaj, gdy jestem dorosłą kobietą, odkrywam ogromny potencjał witaminy C jako składnika kosmetyków do twarzy. Mam to szczęście, że mogłam przetestować krem polskiej marki Lynia, którą znam jako producenta wysokiej jakości, rzetelnie przebadanych kosmetyków z naturalnym składem. Jak krem z witaminą C sprawdził się w pielęgnacji mojej 35-letniej cery? A jak spodobał się mojej mamie? 🙂 Przed tobą nasze wnioski.
Moja mama zawsze dbała o skórę twarzy. Unikała nadmiernej ekspozycji na słońce i prowadziła zdrowy tryb życia – starała się wysypiać i unikać stresu, choć nie było to łatwe biorąc pod uwagę moje nastoletnie wybryki 🙂 Co do kosmetyków, nie do końca miała do nich szczęście. Czasami przeszkadzał jej zapach, a innym razem konsystencja nie była właściwa. Efekty? Bywało różnie. Nigdy nie na tyle dobre, by ponownie kupiła dany kosmetyk po zużyciu całego opakowania. Dlatego z chęcią zgodziła się przetestować krem marki Lynia razem ze mną.
Zaczęłyśmy nasz test do dokładnego obejrzenia pudełka. Przyznajemy, że jest przepięknie wykonane i znajdują się na nim wszystkie niezbędne informacje. Wiemy, że jego formuła jest wegańska i mamy dostęp do całego składu. Lynia nie zapomniała też o wskazówkach dotyczących stosowania. Zapewnia, że przy regularnych aplikacjach możemy liczyć na jędrną i nawilżoną skórę. O rezultatach opowiem za chwilę, bo sama buteleczka z kosmetykiem też jest ciekawa 🙂 Przede wszystkim – niezwykle poręczna. Minimalistyczny design i motyw listków to znak rozpoznawczy marki Lynia. Bardzo go lubię, bo słusznie kojarzy się z naturą. Razem z mamą za ogromny plus uznajemy praktyczną pompkę, która dozuje optymalną ilość kosmetyku.
Zanim dokładnie przestudiowałyśmy skład, zaaplikowałyśmy krem na wierzchnią warstwę dłoni, by po chwili nałożyć go palcami na oczyszczone twarze. Konsystencja jest wyjątkowo przyjemna – otula skórę nadając jej świeżości. Subtelne uczucie chłodu skutecznie nas orzeźwiło, więc byłyśmy zadowolone z samego sposobu nakładania kosmetyku, który błyskawicznie się wchłonął. Jako fanka makijażu sprawdziłam, czy krem można uznać za bazę i muszę przyznać, że sprawdził się w tej roli rewelacyjnie. Miękka skóra przyjęła podkład i korektor, które rozprowadziłam bez najmniejszych problemów. Mama była zachwycona lekkością kosmetyku i tym, że chwilę po aplikacji nie czuła na skórze tłustego filmu.
Krem jest bogaty w witaminę C, a dokładniej w 3-0 etylowy kwas askorbinowy charakteryzujący się wysoką stabilnością. To substancja, której właściwości zostały potwierdzone badaniami, a ich wyniki wykazują, że zarówno ja, jak i mama powinnyśmy się z nią zaprzyjaźnić 🙂 Kwas askorbinowy wykazuje działanie antyoksydacyjne i chroni przed fotostarzeniem. Rozjaśnia, wspiera walkę z przebarwieniami i stymuluje syntezę kolagenu. Lynia wykonała ogrom pracy przeprowadzając laboratoryjne testy kremu, by mieć pewność, że użytkowniczki będą mogły liczyć na jego skuteczność. Zawarta w tym kosmetyku witamina C 5% działa silniej niż inne pochodne witaminy C, a więc doskonale penetruje naskórek, dzięki czemu składniki aktywne kremu mogą dotrzeć do partii wymagających naprawy. Spektrum jej działania jest bardzo szerokie! Mama zwróciła uwagę na takie właściwości, jak hamowanie melanogenezy, poprawę blasku skóry, wyrównanie jej kolorytu czy ochronę DNA. Krem efektywnie chroni przed promieniowaniem UV, stymuluje syntezę kwasu hialuronowego i dogłębnie nawilża skórę. Tyle dobra w jednym kremie!
Razem z mamą stwierdziłyśmy, że aby móc powiedzieć cokolwiek rzetelnego na temat kremu, musimy go regularnie stosować zdecydowanie dłużej, niż kilka dni. Miałyśmy niezłą frajdę z raportowania sobie efektów, które byłyśmy w stanie przez ten czas zauważyć gołym okiem. Ja zauważyłam, że moja skóra zyskała jednolity kolor, a przyznaję bez bicia, że przebarwienia były moją zmorą. Nie mam też problemu z łuszczącą się, suchą skórą, co z kolei sprawiało mi problemy podczas nakładania makijażu. Mama zwraca uwagę na zdrowy blask, jaki zyskała jej cera i zwiększoną gęstość skóry. Nawet tata zauważył, że jej twarz stała się promienna, a mama częściej się uśmiecha, więc ilość czułych buziaków w policzki podobno znacznie się zwiększyła 😉
Podczas naszych testów przestudiowałyśmy cały skład kosmetyku. Odkryłyśmy, że oleje z pigwy i pestek z dzikiej róży czy ekstrakt z pomarańczy to rewelacyjne, naturalne substancje, które są bogate w witaminy, minerały i peptydy o działaniu spowalniającym starzenie. Masło Shea i d-panthenol o właściwościach łagodzących odpowiadały między innymi za uczucie świeżości zaraz po aplikacji, a witamina E, uważana za eliksir młodości ma świetne działanie wygładzające.
Obie decydujemy się na zakup kremów Lynia, ale jesteśmy pewne, że to nie jedyny kosmetyk tej marki, który zaprosimy do codziennej pielęgnacji. Polecamy z całych serduch!